środa, 20 lutego 2013

rozdział I


Z niecierpliwością oczekiwałam na przyjście rodziców. W myślach układałam sobie plany na przyszłość, na przyszłość bez raka. Ukończenie studii, podróżowanie po świecie i założenie wspaniałej rodziny z którą spędzę całe życie. Wierciłam się w łóżku wiedząc, że zaraz wyjdę ze szpitala w którym siedzę już dobre pół roku. Znałam tu każdy kąt, a nawet cały personel mojego oddziału. Każdego dnia gdy dostawałam kolejną porcję leków ucinałam sobie przyjemną pogawędkę z jedną z pielęgniarek. Kiedy rodzice przekroczyli próg mojego pokoju, po ich minach mogłam zauważyć, że coś jest nie tak. Mama miała czerwone i podpuchnięte oczy a tata ledwo co trzymał się na nogach. W sekundzie mój dobry humor prysł jak bańka mydlana.
- Coś nie tak ? Muszą zatrzymać mnie jeszcze na dodatkowe badania ? - zasypałam rodziców pytaniami.
W odpowiedzi dostałam tylko przeczące kiwnięcie głową z oby dwóch stron.
- To co jest grane ?
- Hennry ty jej to powiedz.
- Nie będę owijał w bawełnę, wiesz, że nigdy tego nie robiłem - głośno westchnął po czym dokończył - Operacja nie powiodła się.
Gdy usłyszałam te słowa, poczułam mocny ścisk w klatce piersiowej, a przed oczami zrobiło mi się ciemno. Jak to nie powiodła się ? Po moich policzkach spłynęła pojedyncza łza.
- Czyli nie mam szans na wyzdrowienie ?
Średniego wzrostu mężczyzna pokiwał przecząco głową, usiadł obok mnie na łóżku i złapał mnie za dłoń.
- Będzie dobrze, spędzimy te chwile razem - zabrała głos mama, która położyła dłoń na ramieniu taty.
- Mamo już nic nigdy nie będzie dobrze, ja umieram - rozpłakałam się na dobre.- Wiadomo ile czasu mi zostało ? 
- Cztery miesiące - odpowiedziała szeptem, ledwo co ją usłyszałam.
W sali nastała cisza, nikt nie wiedział jak ją przerwać. Odruchowo zrzuciłam wszystko co stało na szpitalnej szafce. Wiedziałam, że to co robię jest złe. Ale czy obiecanie ludziom wyzdrowienia nie jest czymś gorszym ? 
- Proszę wyjdźcie - poprosiłam spoglądając na nich, jednak oni się nie ruszyli z miejsc- Wyjdźcie ! - krzyknęłam wskazując ręką w stronę drzwi.
Przestraszeni czym prędzej wyszli, a ja zostałam sama w tych czterech przytłaczających ścianach na własne życzenie. W głowie miałam mętlik, same głosy krzyczące " umrzesz, umrzesz" nie pomagały w racjonalnym myśleniu. Przecież mam dopiero 21 lat, powinnam biegać za chłopakami i studiować, a nie siedzieć w szpitalu i wiedzieć, że za cztery miesiące będę gryźć ziemie. Widocznie los, który dał mi ten z góry nie był zbyt łaskawy dla mnie. Ale dlaczego ? Przecież byłam grzeczną i poukładaną dziewczyną. W każde święto i niedziele wraz z rodzicami szłam do kościoła. Zbierałam same pozytywne oceny w szkole. 
- Za co to ? - spytałam sama siebie.
Oparłam podbródek na kolanach, a dłonie zacisnęłam w pięści. Czułam ból, ale nie spowodowany chorobą lecz świadomością, że przegrałam. Płakałam, nie było innego leku. Łzy spadające na moją pościel sprawiły iż po kilku godzinach była ona mokra. Wstałam z łóżka i otworzyłam szafę, gdzie na jednych z drzwiczek znajdowało się lustro. Krótkie odrastające włosy, podpuchnięte i czerwone oczy, okropna piżama i brak piersi. To bolało najbardziej. Nie wytrzymałam, z zaciśniętej pięści uderzyłam we własne odbicie. Lustro było całe, jednak ręka obolała. Miałam ochotę rozwalić wszystko co znajduje się w tym pokoju. Ale po co ? Żeby dostarczyć rodzicom wstydu i niepotrzebnego wydawania pieniędzy, których też zbyt wiele nie było. A może skończyć ze sobą od razu ? - pomyślałam. Nie roztrząsając dalej tematu. Otworzyłam okno i stanęłam na parapecie. Znajdowałam się na jedenastym piętrze, było wysoko. Spoglądałam w dół. Czułam, że po tamtej stronie będzie mi lepiej, że rodzice nie będą musieli się już ze mną męczyć ani wydawać pieniędzy na lekarstwa, które i tak już nie pomogą. Próbowałam zapamiętać ostatnie widoki. Londyn to przepiękne miasto w którym się urodziłam. Nocą wydawało się jeszcze piękniejsze. Blask księżyca opanował całą stolicę. Stary odłamek parapetu osunął się, a ja się wystraszyłam. On był lekki i szybował, jednak ze mną było by inaczej. Wystraszona zeszłam z okna i ostatecznie wybiłam sobie samobójstwo. Zjechałam po ścianie i ponownie rozpłakałam się. Przecież ja czuje się dobrze, nic mnie nie boli, to jak ja mogę umierać ?
- Nie wiem - odpowiedziałam sobie sama na pytanie.
Nagle smutek odszedł, przetarłam dłońmi twarz i rozchmurzyłam się. Jeżeli te cztery miesiące mają być moimi ostatnimi to spędzę je najlepiej jak tylko będę mogła. Nawet nie obejrzałam się a była już 6 nad ranem. Czas w którym pielęgniarki chodzą do chorych i rozdają lekarstwa. Po chwili i u mnie pojawiła się jedna z nich. Zawsze zasypywały mnie pytaniami jak minęła noc bądź jak się spało. Tym razem było inaczej. Weszła położyła lekarstwa i skierowała się do drzwi.
- Wiem, że umieram- powiedziałam podnosząc głowę, ale dalej nie zmieniając miejsca położenia.
Kobieta zatrzymała się i obróciła się w moją stronę. Odłożyła tacę na łóżko i usiadła pod ścianą tuż obok mnie.
- Przepraszam, nie wiedziałam jak mam się zachować. - powiedziała ze skruchą - Bądź twarda i nie rób głupot. Spędź ten czas jak najlepiej jak tylko będziesz mogła. Ja muszę iść do innych, trzymaj się - poklepała mnie i znikła za drzwiami.
"Nie rób głupot" zaśmiałam się na samą myśl słów kobiety. Jakieś dwie godziny temu chciałam wyskoczyć przez okno a teraz się z tego śmieję. Podniosłam się z zimnej podłogi i położyłam się do łóżka. Skuliłam się z zimna i po samą głowę przykryłam kołdrą. Chciałam chociaż na chwilę zmrużyć oczy jednak nie potrafiłam. Patrzyłam się w jeden punkt, który niczym szczególnym się nie wyróżniał.

Jednak udało mi się chociaż na chwilę zamknąć oczy i usnąć. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na torbę leżącą pod ścianą. To była moja torba, ale co ona tam robiła ? Zastanawiając się nad nią nie zauważyłam przyjścia moich rodziców. 
- Ubieraj się - powiedziała matka zaraz po wejściu.- Hennry weź torbę i zejdź już na dół.
Tata bez żadnego słowa, wykonał prośbę mamy i sekundę później był już za drzwiami.
- Po co mam się ubierać ? - zdziwiona spytałam mamy.
- Lekarze wypisali cię ze szpitala, wracasz do domu.
Ucieszyłam się na tą wieść. Zeskoczyłam z łóżka i wtuliłam się z całej siły w mamę. Kiedy tylko rozluźniłam uścisk wzięłam wcześniej przygotowane ciuchy i poszłam do łazienki. Z zamkniętymi oczami ubrałam się, i dopiero kiedy miałam ubranie na sobie ponownie je otworzyłam. 
- Masz mocny uścisk - stwierdziła kobieta rozmasowując kark.
- Mam to po tacie - uśmiechnęłam się.
Spojrzałam po raz ostatni na pokój w którym spędziłam ostatnie pół roku swojego życia. Wiedziałam tylko jedno, że nie będę tęsknić za tym miejscem. Idąc korytarzem widziałam tylko uśmiechy wszystkich pielęgniarek, które poznałam, machały mi na pożegnanie. Z uśmiechem na twarzy opuściłam budynek szpitala. Zatrzymałam się na chwilę i zaczerpnęłam świeżego powietrza.
- Idziesz ? - krzyknął tata z auta.
- Tak , tak - odkrzyknęłam zarazem przyśpieszając kroku.
Jechaliśmy w ciszy. Pasowało mi to, ponieważ mogłam nacieszyć się widokiem mojego ukochanego miasta. Droga do domu trwała niecałą godzinę. Mieszkam poza centrum Londynu, w dzielnicy Hounslow. Jako pierwsza weszłam do domu. Był on jedną z wielu części tzw. domów szeregowych. Rozejrzałam się po domu i stwierdziłam, że nic się nie zmieniło. Wszystko było tak jak pół roku temu. Nie czekając na rodziców poszłam do swojego pokoju. Kiedy tylko weszłam do pokoju, rzucił się na mnie Diego. Diego to samiec rasy Golden Retriver, którego dostałam na piętnaste urodziny. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu kiedy zaczął lizać mnie po twarzy.
- Ble, Diego nie wolno tak - pokiwałam palcem.
Przemyłam twarz wodą i wróciłam do pokoju. Położyłam się obok psa na łóżku i wtuliłam się w niego. Traktowałam go jak przyjaciela, członka rodziny. Ciągle go głaskałam, raz za uchem a raz po brzuchu. Uśmiechnęłam się w momencie kiedy usłyszałam ciche pochrapywanie. Oparłam głowę na łokciu i spojrzałam na psa. Zastępował mi on znajomych, rodzeństwo, którego nie miałam. To dziwne ale zawsze wiedziałam, że mam komu się zwierzyć. Nie wiem ile czasu mogłam spędzić leżąc na łóżku. Godzinę, dwie ? Nie miało to większego znaczenia i tak mało czasu mi zostało.
- Miałaś się nie użalać nad sobą.
Spojrzałam na kalendarz, dziś był ostatni dzień wakacji. Moich ostatnich wakacji w życiu. Nie mogłam spędzić ich na czytaniu książki. Musiałam wymyślić coś innego. Ale nie mogłam myśleć w takim bałaganie. Po cichu wstałam z łóżka i wzięłam się za sprzątanie. Na biurku leżała ulotka klubu FunkyBuddha.
"Nie masz planów na ostatni dzień wakacji ? Przyjdź do nas. Czeka na ciebie dobra muzyka, dużo znajomych i różnorodne drinki. Zaczynamy o 22. Jedyna taka impreza w mieście."
- Nad czym tak myślisz ?- wystraszył mnie głos mamy.
- Nad niczym ...
- No pokaż co tam chowasz - upierała się przy swoim.
Podałam mamie ulotkę, a sama wzięłam się za jedzenie mojego ulubionego spaghetti, które przyniosła mi mama do pokoju. Tak skupiłam się na zapachu i smaku, że zapomniałam o rodzicielce.
- Szkoda, że mam tyle lat, chętnie wybrałabym się z tobą do tego klubu - stwierdziła, wyraźnie chcąc poprawić mi humor.
- Ale ja nic takiego nie powiedziałam, że idę.- odparłam z pełną buzią.
- A masz ciekawsze plany na wieczór ? 
- Mamo ja mam raka ! Umieram ! Nie wypada mi chodzić na imprezy.
- Masz siedzieć do końca w domu, topić smutki w jedzeniu, czy zapamiętać te chwile jak najlepiej ? 
- Masz rację mamo, ale ...
- Nie ma żadnego ale - zabrała mi talerz i wyszła z pokoju.
Dlaczego by nie skorzystać z okazji i rozerwać się ? Dziwne, że to własna matka mnie namawiała na pójście na imprezę. Spojrzałam na zegarek, zostały mi niecałe trzy godziny do wyjścia. Wzięłam czysty ręcznik i poszłam pod prysznic, aby całkowicie zmyć szpitalny brud. Zaraz po wyjściu z kabiny, spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Pierwszy raz od operacji widziałam się bez piersi. Opuszkami palców przejechałam bo bliźnie, która nie do końca się zrosła. Jeszcze raz spojrzałam w odbicie w lustrze i nie mogłam zrozumieć jednej rzeczy przecież moje ciało wyglądało jak dawniej, nie było większych zmian ani po chemioterapii ani chorobie. Nie zastanawiając się dłużej założyłam bieliznę. Do lewej miseczki biustonosza włożyłam specjalną protezę piersi, tak aby mniej można zauważyć jej brak. Teraz przed mną stanęło wielkie wyzwanie co mam założyć. Stałam przed szafą i zastanawiałam się nad spodniami bądź spodniami. Kiedy byłam już ubrana usiadłam na krzesło przy biurku i tak naprawdę zastanawiałam się kogo ja chcę oszukać. Poczułam jak Diego kładzie  pyszczek na moje udo. Spojrzałam się na niego i jak zawsze miał smutek w oczach. Nagle zerwał się i ruszył w stronę szafy wyciągnął z niej ciemno zielony materiał i przyniósł mi go. Była to sukienka, która na szczęście nie miała dekoltu, za to jej długość sięgała raptem do połowy uda.
- Sądzisz, że mogę iść w takiej sukience ? 
W odpowiedzi dostałam donośne szczekanie. W podziękowaniu pogłaskałam go i wzięłam się za makijaż. Mała ilość podkładu sprawiła, że moja twarz nabrała koloru, a tusz do rzęs i czerwona szminka idealnie współgrały z sukienką. Dochodziła godzina o której miała zacząć się impreza a ja byłam jeszcze w domu. Czym prędzej zadzwoniłam po taksówkę i zeszłam na dół. Taty już nie było, był w pracy jak poinformowała mnie mama.
- Baw się dobrze i uważaj na siebie - kobieta pocałowała mnie w policzek, a ja z uśmiechem na ustach ruszyłam do wyjścia - Kate, tylko proszę cię nie pij nic.
- Masz to jak w banku mamo.
Przed domem czekała już na mnie taksówka, która miała mnie zawieść pod sam klub. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, opanował mnie lekki stres tak jak w pierwszym dniu szkoły. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka, po wcześniejszym opłaceniu biletu. Było tłoczno, a w powietrzu unosił się zapach słodkich drinków. Początkowo rozglądałam się po osobach tu zgromadzonych, jednak to nie miało dłuższego sensu, dlatego też ruszyłam na parkiet. Poruszając się w rytm muzyki czułam jak zapominam o wszystkich smutkach, a na twarzy samoistnie maluje mi się uśmiech. Jednak to był dobry pomysł z przyjściem tutaj. Było tutaj wielu przystojnych mężczyzn. Mogłabym opisywać ich do końca imprezy, jednak nie każdy miał odwagę podejść do mnie. Jeden chłopak co chwila uśmiechał się do mnie, a co każdą piosenkę był bliżej mnie.
- Mogę potowarzyszyć ? - powiedział mi na ucho.
Było tak głośno, że nie było innego sposobu na porozumiewanie się. W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową. Początkowo był poważny, jednak po kilku piosenkach zaczął się ze mną wygłupiać, kręcił mną piruety i tym podobne. Jego zielone oczy ciągle napotykały się wzrokiem z moimi. W pewnym momencie przysunął mnie bliżej siebie czego mogłam poczuć jego zapach. Zabrzmi to dziwnie ale pachniał pięknie, tak męsko. 
- Idę do baru, napijesz się drinka ? 
- Nie dziękuje - wyraźnie zasmuciłam chłopaka moimi słowami.
Po chwili zostałam sama, spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu, który wskazywał na godzinę drugą. Zmęczenie oraz niewyspanie poprzedniej nocy dawało mi się we znaki. Nie czekałam dłużej tylko opuściłam klub. Złapałam taksówkę, która czekała pod budynkiem i po wskazaniu adresu odjechaliśmy.



Długo nic nie pisałam, potrzebowałam odpoczynku, ale wróciłam. I jak podoba się ? Wyraźcie swoje opinie w komentarzach. Czyżby lekkie zawiedzenie Was dopadło gdy dowiedziałyście się, że One Direction nie wygrało pierwszej nagrody na Brit Awards 2013 ? Spokojnie mnie też, ale za to nie zdziwiło mnie kiedy wygrali drugą nagrodę czyli GLOBAL SUCCESS ! YEAH ! 

Jak myślicie o którym z chłopców będzie opowiadanie ? 

Blog który polecam - http://ohh-my-my.blogspot.com :)

Jeśli któraś z osób chce byś informowana o pojawieniu się nowego rozdziału na blogu wystarczy podać sposób poinformowania :)